Prawdziwi wędrowcy


Oddajmy znowu głos Miloslawowi Neverlemu [w tłumaczeniu Milana Klimanka]:

Twarz moja płonie napięciem, bracie: najważniejszym i najtrudniejszym jest opisać tę grę. Nieodzowne. Bez jej zrozumienia będą twoje drogi czystym tłuczeniem się po świecie, a dalsze czytanie prawdziwym marnowaniem czasu. Opisać grę wędrowca o lekkim sercu, z lekkimi trzewikami i lekkim tobołkiem. Tłumoczkiem. Najpiękniejszą grę.
Dobrze jest rozpocząć już w młodości. Nie w dzieciństwie, kiedy nogi bolą i jedynym wspomnieniem z podróży jest kiosk z lodami. Ale w młodości. W czasie, kiedy dusza jest otwarta i pragnąca. Świat przechodzi przez nią jak letnie światło przez witraż w kościele: kolorowo i olśniewająco. Trwale. Na zawsze. Dusza zdolna jest do zachwytu, a kolana są jeszcze elastyczne. Ciało jest koniem, a dusza jeźdźcem i w słonecznym wichrze nad nimi dotąd niezwyciężenie powiewa chorągiew lekkomyślności!
Czasem widuję takich wędrowców. Młodych i pięknych. Jasnogrzywe, szczupłe dziewczyny. Obok nich kołyszą się młodzieńcy, podobni do norweskiego króla z IX wieku, Haralda I Pięknowłosego. Beztroscy, z plecioną torbą na ramieniu. Nie mają w niej prawie niczego. Pod pachą koc i na nogach sandały. Bądź zazdrosny o ich lekkość. Idą. Dokąd? Gdzie będą spać i co będą jeść? Lekkie dusze! To są prawdziwi wędrowcy.
Lecz nie tylko oni. Również inni wędrowcy chodzą po ziemi. Tysiące lat. Ludzie różnie ich nazywają w różnych czasach i w różnych częściach świata. Łazęgi, pątnicy, włóczęgi, prorocy, powsinogi, wycieczkowicze, tułacze, letnicy, podróżni, wędrowcy, wałkonie, wędrowni kaznodzieje, mnisi, podróżnicy, wędrowni młynarczycy, piesi turyści, włóczykije, traperzy.
Idą z jednego miejsca na drugie. Ci najskuteczniejsi nie mają swego domu, reszta rezygnuje z niego po jakimś czasie pielgrzymowania. Niektórzy ludzie podziwiają, drudzy gardzą nimi. Są też tacy, co sprzeciwiają się marnej fatydze, żal jest im podróżujących i ich zmęczonych nóg, pokaleczonych przez upałami popękane kamienie. Siedzą w domach, śpią w gorące popołudnia, piją herbatę czy kawę gryząc arachidowe chrupki. Dlaczego nie? Również to jest piękne. Tylko, że za mało ciekawe, mój aksamitny bracie! Konieczne jest najpierw całymi dniami włóczyć się po świecie, im dłużej tym lepiej. Dopiero, wówczas uzyskasz głębię i sens piękna cichych popołudni, pełnego wypoczynku, gdy pękanie słoneczników jest jedynym znakiem czasu. Pielgrzym, który kiedyś wyszedł z miasta Tars mówił, że dobrze jest znać wszystko, wypróbować i trzymać się tego najlepszego. Nigdzie nie można więcej zaznawać niż w podróżach, bez domu. Poznanie jest sensem podróży.
Wydawałoby się, iż nie jest możliwe swobodne podróżowanie, minął czas wędrowców, przytulnych scholarów, tułaczy, wędrownych młynarczyków i zakonników i że zarosły drogi ku stogom, wzdłuż młynówek, do ogrodów klasztornych. Tęsknota za wolną włóczęgą przez kraj pozostała wszak i pokazało się coś innego, nowego, pięknego i groźnego.