Węgierska Górka była ważnym miejscem oporu podczas polskiej kampanii obronnej 1939 r. Wybór miejsca dla lokalizacji rygla obronnego w Węgierskiej Górce był podyktowany dogodnymi warunkami terenowymi. Uznano, iż wybudowanie go w tym miejscu najlepiej zablokuje tę część południowej granicy Polski. Budowa fortów obronnych miała uniemożliwić przedostanie się wojsk niemieckich i słowackich formacji pomocniczych od Przełęczy Jabłonkowskiej i linii Czadca-Zwardoń. Były to jedyne ciągi komunikacyjno-drogowe, którymi siły nieprzyjaciela łatwo mogły przedostać się do doliny Soły i dalej na wschód, w głąb kraju. Decyzja o budowie fortów zapadła dopiero 24 VI 1939 r. Pierwsze prace przygotowawcze, typu wykopy ziemne, wykonały jednostki inżynieryjne. Już w marcu tr. skierowano do Węgierskiej Górki jednostki Korpusu Ochrony Pogranicza, a następnie do prac powołano Junackie Hufce Pracy. Z zaplanowanych tutaj szesnastu schronów bojowych, do wybuchu wojny zdążono wybudować jedynie pięć. Wszystkie nosiły nazwę na literę W: “Waligóra”, “Wąwóz”, Wędrowiec”, “Włóczęga” i “Wyrwidąb”. Bronione były przez 151. kompanię forteczną „Węgierska Górka” – pododdział Wojska Polskiego, sformowany 28 VIII 1939 r., dowodzony przez kpt. Tadeusza Semika. 151. kompania forteczna weszła w skład 1. Brygady Górskiej płk. dypl. Janusza Gaładyka. „Waligóra” – dowódcą schronu był por. Leopold Galocz. Tradytor artyleryjski, czyli schron o uzbrojeniu artyleryjskim służący do ostrzeliwania podejść pod punkt oporu. Na wyposażeniu miał dwa działa kal. 75 mm. Załoga późnym wieczorem 2 IX wycofała się wraz z żołnierzami batalionu KOP „Berezwecz” do Oczkowa. „Wąwóz” – dowódcą schronu był ppor. rez. Czesław Chludziński. Szturmowany był przez wojska niemieckie kilkakrotnie. 3 IX pod osłoną nocy załoga opuściła “Wąwóz”. Jego uzbrojenie stanowiło działko kal. 37 mm na podstawie fortecznej oraz ciężkie karabiny maszynowe. „Wędrowiec” – obroną schronu dowodził kpt. Semik. Jest to ciężki schron piechoty, pełniący funkcje punktu dowodzenia oraz schronienia dla drużyny piechoty. Obecnie w obiekcie mieści się muzeum. Jest ono czynne w okresie wakacyjnym od godziny 10. „Włóczęga” – dowódcą schronu był ppor. Marian Małkowski. Uzbrojenie schronu stanowiło działko kal. 37 mm oraz ckm i rkm. Obecnie wybudowany jest na nim dom. „Wyrwidąb” – nie brał udziału w walce, ponieważ w chwili wybuchu wojny nie był jeszcze gotowy, uzbrojony i wyposażony. Wojnę przetrwał w idealnym stanie. Po wojnie, Wojsko Polskie testowało na nim materiały wybuchowe, więc jest najbardziej zniszczonym schronem.
Doliny Soły i drogi z Czadcy przez Zwardoń do Żywca bronił I batalion „Berezwecz” 2. pułku piechoty KOP, dowodzony przez mjr. Kazimierza Czarkowskiego. Strzelcy wspierani byli przez batalion Obrony Narodowej „Żywiec”, dowodzony przez kpt. Juliana Szczerbaniewicza i niewielkie siły artyleryjskie z 151. bag i 55. plutonu artylerii pozycyjnej oraz III/65. pal. Zaplecze stanowiły właśnie schrony bojowe w Węgierskiej Górce obsadzone przez 151. kompanię forteczną „Węgierska Górka” kpt. Tadeusza Semika. W Milówce została utworzona 2. kompania strzelecka ON „Milówka” pod dowództwem por. Stanisława Niemczyka. W Rajczy zaś – 3. kompania strzelecka ON „Rajcza” pod dowództwem por. Sielińskiego. Po jednym plutonie z Milówki i Rajczy skierowano do Zwardonia. Tu dowódca tego odcinka kpt. Zygmunt Wajdowicz wyznaczył im stanowiska obok stacji kolejowej frontem do granicy. Za swoich sąsiadów mieli kompanię z I bat. KOP „Berezwecz” oraz żołnierzy Straży Granicznej, którzy wraz z gajowymi patrolowali granicę. Przejścia z Orawy do Jeleśni bronił również 2. pp KOP, a schrony bojowe obsadziła 152. kompania forteczna „Jeleśnia”, dowodzona przez por. Bronisława Lepczaka. Rygiel obronny w Krzyżowej i Przyborowie nie był przez Niemców atakowany. Działająca na tym kierunku 3. Dywizja Górska gen. Eduarda Dietla obeszła rygiel przez wschodnią część doliny Koszarawy. W tym rejonie, na drodze z Półgóry na Słowacji do Korbielowa, w dolinie potoku Glinne, 1 IX pluton 4/2. pp KOP, odparł podjazd motocyklistów z 2. Dywizji Pancernej gen. mjr. Rudolfa Veiela. Natomiast również z terytorium Słowacji, przez Przełęcz Zwardońską, 1 IX o świcie wkroczyły w dolinę Soły oddziały bawarskiej 7. Dywizji Piechoty, pod dowództwem gen. mjr. Eugena Otta, liczącej ponad 17,5 tys. żołnierzy, które szybkim uderzeniem miały przejść przez Węgierską Górkę na Żywiec i skierować się na skrzydło polskiej obrony pod Bielskiem. Zwardoń został osaczony z dwóch stron od Przełęczy Zwardońskiej i od Koniakowa. Przewodnikiem przedniej straży tej dywizji był Alojzy Wagner, kierownik schroniska „Beskidenverein” na Hali Lipowskiej. Pierwszych polskich jeńców ujętych w rejonie Zwardonia transportowali na tyły członkowie słowackiej organizacji paramilitarnej z oddziałów “Transportowej Gwardii Hlinki” (sł. Hlinkova dopravná garda) w charakterystycznych uniformach i opaskach z podwójnym krzyżem. 2 i 3 IX Gustaw Pustelnik, właściciel schroniska na Hali Rysiance, przeprowadził przez granicę dwie jednostki niemieckiej 3. Dywizji Górskiej wspólnie z tankietkami, które przez płaje Romanki dotarły nad Bystrą, Wieprz i do Sporysza. Bitwa o przełamanie umocnień rygla obronnego w Węgierskiej Górce została stoczona w dn. 2-3 IX 1939 r. Po wycofaniu batalionu “Berezwecz” w nocy z 2 na 3 IX tylko trzy schrony powstrzymywały niemiecką dywizję. Załoga ostatniego schronu “Wędrowiec”, aż do uszkodzenia działka 37 mm, skutecznie powstrzymywała próby przedarcia się pojazdów pancernych, osiągając wg kpt. Semika kilka trafień. Rankiem 3 IX kpt. Semik zabronił prowadzenia ognia ze stropu schronu i korzystał jedynie z ckm i działka 37 mm zamocowanych w ambrazurach (patrz galeria powyżej). Rozkazu tego nie wykonał jego zastępca i zarazem dowódca schronu, sierż. Stanisław Raczyński i zginął przeszyty ogniem ckm. Kiedy trafione zostało działko przeciwpancerne ostrogu, rany odniosło dwóch żołnierzy (w tym kpt. Semik), a jeden zginął. Od tego momentu los załogi został przypieczętowany. W międzyczasie zamilkł „Włóczęga”, który do tej pory flankował dojście do „Wędrowca”. O godz. 17., po trzech dniach walk, po wyczerpaniu amunicji dowódca, kpt. Semik, poddał schron. Obrońcy po opuszczeniu schronu zostali pobici przez rozwścieczonych żołnierzy niemieckich. Zginął też wtedy, stawiający opór, strz. Jan Kulpa (?). Dopiero interwencja dowódcy, mjr. Kuhnke (?), zapobiegła dalszemu rozlewowi krwi. Ogółem straty polskie to 13. zabitych i ok. 20. rannych, straty niemieckie były znacznie większe. Obrona rygla dała czas na wycofanie się Armii “Kraków” i była bez wątpienia jednym z ważniejszych epizodów granicznej kampanii obronnej 1939 r.
Z relacji kpt. Tadeusza Semika: Nieprzyjaciel po nieudałych kilku szturmach w ciągu nocy, zmienił taktykę walki ze schronami. Stwierdziwszy dokąd sięgają w terenie wachlarze naszej broni maszynowej z ogni bocznych C.K.M., po martwych polach wychodził patrolami na wierzch fortu i wrzucał do środkowego otworu wiązki granatów ręcznych, to znów ładunki materiałów wybuchowych /trotylu/. Straszliwe detonacje po tych wybuchach wstrząsały schronem ogłuszając nas i deprymując psychikę obrońców. Wyszliśmy z tych huków z uszkodzonym słuchem na zawsze. To był jeden sposób walki z nami. Drugi sposób polegał na bezpośrednim ogniu z działek ppanc z odległości 200-300 m do okien i drzwi pancernych fortu. Ogniem punktowym tychże działek nieprzyjaciel strzelał tak długo, aż uszkadzał pancerną płytę okienną, względnie wylot lufy C.K.M., czy też armatki ppanc raniąc przy tym żołnierzy na stanowiskach tej broni. Tak na zmianę, to podchodzono na wierzch fortu z granatami lub materiałem wybuchowym, by je wrzucać do otworu środkowego, to znów strzelano z działek ppanc. Wzywano nas przy tym do poddania się grożąc, że wysadzą fort przez otwór materiałem wybuchowym, względnie spalą nas miotaczami płomieni. Po upadku fortu „Włóczęga” nieprzyjaciel zdwoił energię, by zmusić nas do poddania się. Zabroniłem odzywania się komukolwiek na te wezwania. Deprymował nas brak reakcji ogniowej ze schronu „Wąwóz”, którego załoga w/g relacji podanej przez kilku szeregowych tego fortu w r. 1964-1967 nie mogła strzelać na skutek uszkodzenia wylotów broni bocznej maszynowej i armatki ppanc. Dzielniejsi pośród załogi schronu jak kaprale Kułaga i Kamiński, czy starsi strzelcy Michalski i Bykowski oraz strzelec Kapron trwali na stanowiskach, reszta oraz ranni siedzieli w wewnętrznej a więc bezpiecznej komorze fortu. Ja kierowałem ogniem C.K.M. wzgl. działka, a od czasu do czasu sam strzelałem z tej broni w kierunku szosy , gdzie mieliśmy kilka trafień pojazdów mechanicznych nieprzyjaciela. Naprzód nieprzyjaciel unieszkodliwił ogniem swych działek ppanc. stanowisko naszego C.K.M. wychodzące na wschód. Zaryglowałem wówczas tę komorę od wewnątrz drzwiami pancernymi. Około godziny 14-tej tą samą metodą uszkodzono okno i wylot lufy C.K.M. skierowany na zachód. Zaryglowałem więc i to stanowisko. Około godziny 16-tej uszkodzono wylot lufy armatki ppanc. W tym właśnie momencie strzelałem z armatki na szosę. Odłamki żelazne i betonowe zabiły na stanowisku strzelca Michalskiego, a mnie raniły i kontuzjowały, żołnierze zaryglowali więc i to ostatnie stanowisko. Po oprzytomnieniu zrozumiałem, że obrona się kończy i że będzie trzeba fort poddać, by ocalić resztę żyjącej załogi. Tymczasem nieprzyjaciel rozpoczął intensywny ogień od tyłu schronu do drzwi wejściowych przebijając je i uszkadzając. Fort poddał się. Żołnierze zaczęli wychodzić ze schronu. Mnie wynieśli ze schronu moi żołnierze. Niemcy rzucili się na nas jak wilki. Jakiś Niemiec zastrzelił już po poddaniu się załogi bezbronnego strzelca Tlałkę. Mnie przed pobiciem a może i zamordowaniem przez rozwścieczonego feldfebla obronił major niemiecki.
Korzystałem m.in. z: P. Sadowski, K. Pięciak, Wielka Księga Piechoty Polskiej 1918-1939. Brygady Górskie Strzelców cz.1, t. 52, Warszawa 2020.